Zespół
Wstęp:
Marta Palińska
Ewa Pietraszek
Koncepcja, przeprowadzenie badania i tekst raportu:
Zuzanna Głowacka
Współpraca badawcza:
Joachim Borowski
Julia Dobosz
Kamila Sławska
Posłowie:
Agata Szydłowska (ZOE)
Opracowanie redakcyjne:
Ewa Pietraszek
Korekta:
Anna Roszman
Opracowanie graficzne, skład i projekt okładki:
Weronika Krupa
Dominik Augustyniak
Zdjęcia:
Weronika Kuźma
Koordynacja projektu:
Marta Palińska
Dorian Widawski
Copyright:
CC BY-SA 4.0
Projekt jest finansowany
ze środków m.st. Warszawy.
ISBN:
978-83-973419-0-6
Warszawa 2024
Poniżej przeczytasz treść raportu. Kliknij tutaj, żeby pobrać zaprojektowaną publikację. Wolisz papierowy egzemplarz? Zapytaj, czy są jeszcze dostępne → kontakt@domsztuki.org.
Wstęp
Marta Palińska
Ewa Pietraszek
Rezerwat przyrody Olszynka Grochowska to prawie 60 hektarów lasu1 na terenie prawobrzeżnej Warszawy. Od południa sąsiaduje z nowymi osiedlami na Grochowie i Gocławku, a od północnego wschodu z Kawęczynem-Wygodą na Rembertowie. Jest jednym z 52 rezerwatów w województwie mazowieckim, które zostały udostępnione osobom odwiedzającym2.
Dla nas, jako społeczności tworzącej Dom Sztuki, ten las od początku był punktem odniesienia. Poznawanie lokalnego dziedzictwa, zarówno historycznego, jak i pisanego współcześnie, ludzkiego, jak i pozaludzkiego, jest fundamentem naszego działania.
Olszynka Grochowska jest znana ze względu na historię — 25 lutego 1831 roku rozegrała się tutaj jedna z najważniejszych walk powstania listopadowego. Przypominają o niej pomniki na obrzeżach lasu czy przewodniki turystyczne. Szczęśliwie rezerwat jest istotny dla osób mieszkających w sąsiedztwie nie tylko w czasie wydarzeń rocznicowych. To miejsce naszych codziennych praktyk: spaceru na autobus po drugiej stronie lasu, biegania czy przebywania w przyrodzie. To także dom dla wielu gatunków roślin i zwierząt, które mimo antropopresji urządzają tę przestrzeń po swojemu. Wciśnięty między infrastrukturę PKP, rurociągi i kanały melioracyjne las sporo ostatnio doświadczył. Sąsiadując z rezerwatem, obserwowaliśmy przebudowę linii kolejowej, związaną z nią wycinkę drzew i działania społeczności skupionej w ramach inicjatywy „Przejście do Olszynki”, której udało się doprowadzić do powstania bezpiecznego przejścia przez tory. Wdzięczności nigdy za wiele, więc chcemy powiedzieć: dziękujemy za to!
Badanie, które podsumowuje ta publikacja, wynikało z chęci lepszego poznania i zrozumienia rezerwatu Olszynka Grochowska, jego ludzkiej i pozaludzkiej społeczności. Czym to miejsce jest dla osób z nim sąsiadujących i go odwiedzających? Jaką ma dla nich wartość? Jakie praktyki go budują? Jak buduje się relacje z przyrodą w miejscu objętym ochroną i obostrzeniami? Gdzie się mimo zakazów chodzi, a które ograniczenia jednak respektuje? Jaki wpływ na przyszłość rezerwatu powinny mieć osoby, które w nim codziennie bywają, a jak zadbać o to, by rezerwat służył przede wszystkim sam sobie? Odpowiedzi na te pytania przyjmujemy jako punkt wyjścia do naszych dalszych działań na rzecz budowania lokalnej tożsamości.
Mamy nadzieję, że w rezerwacie możliwe będzie dalsze swobodne współistnienie ludzi i dzikiej przyrody. Tego życzymy sobie i Olszynce Grochowskiej.
fot. Weronika Kuźma
O badaniu
Zuzanna Głowacka — absolwentka etnologii i antropologii kulturowej na Uniwersytecie Warszawskim. Powadziła badania etnograficzne o relacji gryfińskich wędkarzy i rybaków z Odrą. Badała także ich stosunki z instytucjami ochrony przyrody po polskiej i niemieckiej stronie Doliny Dolnej Odry. Interesuje się społeczną stroną transformacji klimatycznej i perspektywą pozaludzką.
Badanie trwało od 21 sierpnia do 30 września 2024 roku. Było prowadzone metodami jakościowymi, w szczególności w formie wywiadów opartych na kwestionariuszu. Większości rozmów towarzyszyły spacery po rezerwacie — badaczka prosiła uczestników, aby pokazali jej rezerwat swoimi oczami, uszami i poprowadzili po jego ścieżkach. W ten sposób do badania wprowadzono elementy obserwacji uczestniczącej. Większość wywiadów przeprowadzono anonimowo. Rozmowy były rejestrowane dźwiękowo za zgodą osób badanych. W raporcie zostały przytoczone cytaty z przeprowadzonych wywiadów.
Badaniu towarzyszyły również obserwacje niejawne w rezerwacie, obserwacja uczestnicząca podczas akcji sprzątania lasu organizowanej przez Stowarzyszenie Lepszy Rembertów, spacer animacyjny prowadzony przez Martę Palińską z zespołu Domu Sztuki w ramach cyklu Grochów szczęśliwy, a także wywiad fokusowy, który odbył się 10 września 2024 roku, z udziałem osób zaangażowanych w inicjatywę obywatelską „Przejście do Olszynki”.
W sumie przeprowadzono 16 wywiadów w połączeniu ze spacerami po rezerwacie oraz jeden wywiad fokusowy, w którym uczestniczyło 6 osób. Łącznie przebadane zostały 24 osoby odwiedzające rezerwat Olszynka Grochowska, żyjące w jego okolicy na osiedlach Pragi-Południe i Rembertowa.
Spośród 24 osób badanych 14 zamieszkuje dzielnicę Praga-Południe (osiedla Grochów i Gocławek), a 10 dzielnicę Rembertów (osiedle Kawęczyn-Wygoda). Niektóre z nich są związane z obiema dzielnicami — przeprowadzały się na drugą stronę rezerwatu i w obu spędziły lata życia. Przebadanych zostało 12 kobiet i 12 mężczyzn, a przedział wiekowy wahał się pomiędzy 18 a 80 lat.
Większość z nich to aktywni spacerowicze i spacerowiczki, którzy w rezerwacie pojawiają się od jednego do nawet kilku razy dziennie. Dla znacznej części rezerwat jest głównym miejscem, do którego udają się na spacer z psem. W tej grupie wiele osób równie często biega rekreacyjnie po rezerwacie oraz jeździ tu rowerem. Grupy te się zazębiają i niektórzy z badanych korzystają z rezerwatu na wiele sposobów równocześnie. Jeden z rozmówców powiedział też, że w okresie zimowym biegał w rezerwacie na nartach. Z obserwacji oraz opowiedzianych historii wynika także, że do lasu uczęszcza spora grupa ludzi uprawiających nordic walking — należała do niej jedna z rozmówczyń. Wiele osób w trakcie spaceru z psem lub biegu rozmawia przez telefon. Na spacery wychodzą także osoby opiekujące się dziećmi w wózkach. Jest to grupa zróżnicowana zawodowo, znalazły się wśród niej także osoby z wykształceniem o profilu przyrodniczym lub amatorscy pasjonaci natury.
fot. Weronika Kuźma
Kontekst społeczno-przyrodniczy
Pierwotnie teren rezerwatu porastały olsy czarne. To one są źródłem aktualnej nazwy tego obszaru: Olszynka Grochowska. Las wyrastał częściowo z bagna, nazywano go w związku z tym również lasem na wodzie. Był niedostępny dla ludzi i okresowo podtapiany.
W czasach insurekcji kościuszkowskiej, pod koniec XIX wieku, powstał system umocnień wokół Warszawy, w tym na skraju Olszynki. Na południu rezerwatu zachował się ich fragment. O jego istnieniu przypomina dzisiejsza ulica Wały Kościuszkowskie.
W czasie powstania listopadowego w lutym 1831 roku miejsce to było świadkiem starć wojska polskiego z carską armią. W bitwie zginęło ponad 16 tysięcy osób. Po upadku powstania władze carskie zakazały upamiętniania tego miejsca. Las olchowy, sięgający niegdyś ronda Wiatraczna, został zniszczony w czasie walk i wycięty.
W wyniku wycinki zaczął stopniowo przekształcać się w podmokłe łąki. Z czasem tereny były poddawane odwadnianiu i przekształciły się w nieużytki, z których lokalna społeczność korzystała w formie pastwisk dla zwierząt gospodarskich. W 1936 roku rozpoczęto ponowne zalesianie terenu, które kontynuowano w okresie powojennym. W akcję nasadzania zaangażowany był Związek Młodzieży Polskiej, a także dzieci z grochowskich szkół. Nie starano się odbudować pierwotnego drzewostanu — zamiast tego postawiono na gatunki pionierskie, które gwarantowały szybki wzrost, takie jak brzozy i sosny. Te drzewa rosną tu do dzisiaj, choć wiele z nich jest już w ostatniej fazie swojego życia. Obecnie olsza czarna porasta wyłącznie pozostałe jeszcze niewielkie podmokłe fragmenty rezerwatu. Najczęściej spotykane drzewa w rezerwacie to dąb, klony, lipy i jesiony. Występuje tu także rzadki w Warszawie wiąz szypułkowy3.
24 listopada 1983 roku na mocy Zarządzenia Ministra Leśnictwa i Przemysłu Drzewnego na obszarze Olszynki Grochowskiej utworzono rezerwat, powołując się na kulturowe dziedzictwo tego lasu — świadka historii4. Decyzja weszła w życie 1 stycznia 1984 roku. Ochroną objęto 59,449 hektarów, a wokół nich wyznaczono 111,47 hektarów otuliny5.
Kolejnym momentem dużych zmian dla rezerwatu był rok 2016, kiedy Lasy Miejskie Warszawa udostępniły w nim oficjalne szlaki do ruchu pieszego o długości 4 kilometrów6. Wiązało się to z przebudową otwockiej linii kolejowej. Remont torów uwzględniał między innymi zlikwidowanie nasypu kolejowego na linii nr 7 oraz przywrócenie do użytku linii nr 506 biegnącej wewnątrz rezerwatu, która przez lata nie była wykorzystywana.
fot. Weronika Kuźma
Kiedy PKP PLK S.A. rozpoczęły prace, okoliczni mieszkańcy zaczęli dociekać, czy w związku z przebudową w planie inwestycji zostały uwzględnione bezpieczne przejścia przez tory, czyli obie linie nr 7 i nr 506, przecinające drogę z Grochowa do rezerwatu. Kiedy okazało się, że te potrzeby nie znalazły odzwierciedlenia w projekcie, wokół lasu zawiązał się oddolny ruch „Przejście do Olszynki”, którego celem stało się wywalczenie bezpiecznego szlaku komunikacyjnego. Na przestrzeni paru lat odbyły się liczne protesty, powstały petycje do władz dzielnicy Praga-Południe, a grupa inicjatywna założyła stronę internetową, na której informowała o najważniejszych uzgodnieniach i zmianach7. Te starania poskutkowały włączeniem do użytku dwóch przejść naziemnych 5 lipca 2024 roku. Aktualnie ruch „Przejście do Olszynki”, skupiony między innymi na grupie na Facebooku, służy za centrum informacji o ważnych zmianach i wydarzeniach wokół rezerwatu, a zaangażowanie jego członków i członkiń przerodziło się w silną sieć sąsiedzką, w tym także międzydzielnicową.
Rezerwat jest zarządzany przez Lasy Miejskie Warszawa i znajduje się w obwodzie Las Sobieskiego. Na jego obrzeżach rozmieszczonych jest kilka tablic. Część z nich informuje o tym, jakie aktywności są zakazane na terenie lasu, pozostałe mają charakter edukacyjny i zawierają mapy. Najbardziej wyeksponowanymi zakazami są te dotyczące
wprowadzania psów na teren rezerwatu, rozpalania ognisk, śmiecenia. Chociaż nie jest to ujęte na żadnej z tablic informacyjnych, w lesie Olszynka Grochowska szlaki dostosowane są wyłącznie do spacerów pieszych, w przeciwieństwie na przykład do rezerwatu Kawęczyn, po którym oficjalnie można poruszać się także rowerem.
W pobliżu rezerwatu znajduje się Teatr Akt przy ulicy Łaziebnej 9, wystawiający co roku przedstawienie Legendy Olszynki, jezioro Bałki, zwane też Kozią Górką, z przylegającą do niego plażą, ciepłownia Kawęczyn i rozległa stacja postojowa Polskich Kolei Państwowych, znajdująca się tuż przy stacji Warszawa Olszynka Grochowska.
fot. Weronika Kuźma
We wspomnieniach
Wśród osób badanych znalazły się takie, które pamiętają las sprzed 1984 roku, kiedy oficjalnie stał się rezerwatem. Pytane o jego obraz z tego okresu, opowiadały:
„Nikt nie chodził na spacer, nikt nie biegał, tylko spotykało się towarzystwo… Przecież trzeba wypić, porozmawiać, nawet śpiewali piosenki… Ja pracowałem w Państwowych Zakładach Teletransmisyjnych i to były wycieczki wręcz, umawianie się na spotkanie w Olszynce. (…) Nie było kawiarni! I właściwie w pracy nie pogadasz, ale w Olszynce można było wszystko robić, i nie było źle!” ⑯8.
Inny rozmówca wspomniał o specyficznej funkcji lasu na Olszynce: „Był to las użytkowy i tajemnicą poliszynela jest to, że póki nie był ustanowiony rezerwat, a na osiedlu Kawęczyn-Wygoda nie było gazu, to ludzie pozyskiwali drewno z tego lasu w celach opałowych i wtedy ten las wyglądał bardziej jak park. Bo był uporządkowany. No nie było walających się… walającego się drewna. I ludzie wiedzieli, które drzewo można wziąć, a którego nie można, które jest świeże i ma rosnąć, a które jest już uschłe i nic z niego nie będzie. I to bardzo dobrze funkcjonowało” ⑯.
fot. Weronika Kuźma
Las w rezerwacie Olszynka Grochowska do tej pory służy jako miejsce spotkań, z narracji wynika jednak, że przez dziesięciolecia ich forma się zmieniała. Teren ten był poddawany zdecydowanie mniejszej kontroli instytucjonalnej pod kątem ochrony przyrody. Dawało to użytkownikom przestrzeń na stosowanie i wzmacnianie pewnych praktyk, takich jak zbieranie drewna na opał czy regularne spotkania towarzyskie w większym gronie. Było to też miejsce dziecięcych zabaw. Jak wspomina jedna z badanych, w lesie budowano „bazy”, do których dostęp był celowo utrudniony ⑯. Im mniej wydeptany i uczęszczany teren, na którym znajdowała się kryjówka, tym lepiej — do takich miejsc docierało się dzięki systemowi oznaczeń na drzewach i punktów orientacyjnych. Ścieżki były wydeptywane przez ludzi zgodnie z ich potrzebami. Jeden z mieszkańców Rembertowa opowiadał też o historycznej roli komunikacyjnej lasu. Przez dziesięciolecia infrastruktura drogowa wokół niego była w tak złym stanie, że spacer przez Olszynkę zapewniał nie tylko oszczędność czasu, lecz także wygodę: uniknięcie zapiaszczonej, zaniedbanej ulicy. „Wy musicie sobie wyobrazić, że wkoło to były drogi, to były wertepy, jak deszcz spadł, to błoto było. Z jednej strony i z drugiej tutaj. Naprawdę trudno było nawet się poruszać! Jak było mokro. A jak sucho, to pył, wzniecany przez przejeżdżające jakieś samochody. (…) Każdy wolał wejść do tej Olszynki i iść Olszynką, niż chodzić po drogach! (…) przez ten las się chodziło do pociągu — jednego, drugiego, Olszynka, tutaj Gocławek. Też chodziło się przez tory na pętlę na Gocławku, czyli taka rola komunikacyjna. To nie było coś takiego, że nie można było wchodzić. Nie było żadnych zakazów, można było swobodnie przejść” ⑯.
Teren obecnego rezerwatu ma też trudne dziedzictwo, o którym opowiadały osoby badane. Miejsce to wiązało się z dość niskim stopniem poczucia bezpieczeństwa. Wspominano o natykaniu się na miejsca przestępstw i samobójstw. Taki wizerunek Olszynki Grochowskiej docierał również do osób, które do niedawna nie mieszkały w jej bezpośrednim sąsiedztwie: „…ja to znam tylko z opowieści, z tego, jak to widziałem przynajmniej z okien pociągu, jak często jeździłem tędy… Bo szczerze powiedziawszy, jeszcze pięć lat temu to nie byłem w Olszynce nigdy. Wszyscy mówili, że taki lasek i w sumie nic nie wart, po co tam chodzić, straszą… Brudno, ciemno, błoto… I to były jedyne informacje, jakie były związane z tym rezerwatem. I mi się wydaje, warto byłoby to odczarować i wyprostować tę historię” ⑯. Wspomniane odczarowywanie się udaje — komfort ze spacerów po Olszynce wzrósł przez lata, przede wszystkim na skutek zagęszczenia ruchu turystycznego.
Innym negatywnym wspomnieniem była ilość śmieci obecnych w lesie. Olszynka Grochowska zmagała się z dzikimi wysypiskami odpadów takich jak meble, gruz i sprzęty domowe. Wskazywano, że problem ten znacząco zmalał przez lata, jednak wciąż pozostaje ważną kwestią do rozwiązania, o czym więcej w rozdziale poświęconym potrzebom badanych.
fot. Weronika Kuźma
Między dzielnicami
Las Olszynka Grochowska jest powszechnie uznawany za spojenie komunikacyjne między Pragą-Południe a Rembertowem. Mieszkańcy osiedla Kawęczyn-Wygoda od lat przemierzają rezerwat, by dostać się na przystanek autobusowy albo stację kolejową na Grochowie. Takie podróże w przeciwnym kierunku, choć mniej spotykane, też się zdarzają, jak w przypadku jednego z przebadanych mieszkańców Grochowa, który przez las chodzi do pracy na Rembertowie ⑯. Ludzie wracają główną aleją z siatkami zakupów. W ciągu dnia przez Olszynkę przejeżdżają na rowerach w obie strony dostawcy jedzenia, co prawdopodobnie znacznie ułatwiają otwarte już bezpieczne przejścia przez linie nr 7 i 506.
Z kolei dla mieszkańców Pragi-Południe leśne ścieżki prowadzą między innymi do pomnika wzniesionego ku pamięci poległych w bitwie pod Olszynką. Jeden z uczestników badania razem z rodziną dociera ze swojego mieszkania na Grochowie przez rezerwat na przedstawienia w Teatrze Akt:
„Działający tam, na tej Koziej Górce, Teatr Akt, którego jestem sporym fanem. (…) Moje dzieci rosną, to co roku biorą w tym udział. To jest fajne. Idzie się przez ten las, żeby tam dojść. (…) są (tam) Legendy Olszynki Grochowskiej. Można też przez te tory, ale szybciej zawsze przez las” ⑯.
Olszynka Grochowska jest administracyjnie częścią Pragi-Południe, jednak osoby badane zwracają uwagę na związane z tym pewne paradoksy. Mówią, że dostęp do rezerwatu jest otwarty od strony Rembertowa i wiele osób uznaje las za przedłużenie tej dzielnicy. To po tej stronie, na skrzyżowaniu ulic Szerokiej i Traczy, znajduje się miejsce pamięci. Ulica Szeroka, na co dzień spokojna i bez intensywnego ruchu samochodowego, jest traktowana jako część leśnej trasy spacerowej.
fot. Weronika Kuźma
Z kolei odwiedzający rezerwat mieszkańcy Grochowa i Gocławka są od niego odcięci torami. Jeszcze do niedawna przekraczali je nielegalnie, narażając życie i zdrowie. Alternatywą było nadkładanie 2 kilometrów, aby dostać się do lasu od ulicy Józefa Chłopickiego 71 lub przy stacji Warszawa Wawer9.
Ciekawym podsumowaniem tej sytuacji jest poniższa wymiana zdań między mieszkańcami Kawęczyna-Wygody i Grochowa, pochodząca z wywiadu grupowego, na którym rozmawiano między innymi o historycznym obliczu Olszynki:
„— No a Rembertów to w ogóle jest w komfortowej sytuacji. Dostęp do 3/4 rezerwatu bez żadnych przeszkód…
— Do nie swojego rezerwatu (śmiech)” ⑯.
fot. Weronika Kuźma
Utrudniony dostęp do lasu w sposób szczególny dawał się we znaki tym osobom, dla których Olszynka Grochowska ma znaczenie przede wszystkim patriotyczne. Badani przedstawiali nieraz historię postępu aglomeracyjnego wokół lasu jako teorię, według której ograniczony dostęp do miejsca pamięci był w różnych okresach motywowany politycznie. Elementem utrudniającym dostęp do pomnika ma być na przykład przepompownia na terenie osiedla Kawęczyn-Wygoda — jeden z rozmówców zaangażowany w cykliczną organizację inscenizacji bitwy pod Olszynką z rozgoryczeniem wspominał, że z jej powodu obok pomnika brakuje obecnie miejsca na obchody rocznicowe w takiej formie, w jakiej odbywały się przed laty. Zauważył też, że od strony Pragi-Południe nie ma żadnych drogowskazów ułatwiających dojście do pomnika. Nazwał teren rezerwatu „poszatkowanym” torami oraz rurą ciepłowniczą, zainstalowaną tutaj przez ciepłownię Kawęczyn.
„Mam taką obserwację, że w ogóle ten dostęp, przynajmniej od naszej strony, to jest coraz trudniejszy, bo kolej robi te swoje inwestycje, oczywiście z nikim się nie liczy i z niczym. No chociażby na przedłużeniu ulicy Chłopickiego pojawił się ten płotek z furtką, którego nigdy nie było. (…) Tutaj z kolei pojawiły się dwa duże osiedla: Santorini i to drugie, Olszyna chyba. Też nigdy tego nie było, prawda, zawsze był tam swobodny dostęp. I w ogóle od naszej strony naprawdę ten dostęp do tego rezerwatu jest coraz trudniejszy” ⑯.
Z jednej strony osoby badane z Pragi-Południe czuły się wykluczone komunikacyjnie z rezerwatu, który znajduje się na terenie ich dzielnicy, z drugiej zaś osoby z Rembertowa opowiadały nieraz o niezadowoleniu płynącym z tego, że politycznie nie mają wpływu na Olszynkę Grochowską, chociaż są jej bezpośrednimi sąsiadami. Obie grupy w równym stopniu wskazują, że: „Olszynka jest ich”, a fizyczny oraz symboliczny dostęp do niej jest dla nich istotny.
fot. Weronika Kuźma
Sąsiadka Olszynka
Na pytanie: „Za co cenisz to miejsce?” najczęściej padała odpowiedź: „Za to, że jest”. Za tym prostym zdaniem kryje się kluczowa informacja o tym, w jakim stopniu bezpośredni kontakt z naturą daje człowiekowi szczęście. Niektóre z osób mówiły wręcz, że to bliskość przyrody zadecydowała o przeprowadzce w to miejsce. Dla części z nich powody do zamieszkania obok były inne, ale po spędzeniu tutaj kilku lat nie wyobrażają już sobie życia z dala od lasu, do którego mogą trafić po pięciominutowym spacerze. „Teraz dzieci nasze się wyniosły stąd i one też szukały. Syn jest tutaj, na tym nowym osiedlu (…), bo powiedział: «Ja też potrzebuję tego lasu». On teraz z synową biegają, więc są codziennie w tym lesie. Ja jestem codziennie z psami w tym lesie. Córka też niedaleko, 10 minut stąd się przeprowadziła. Już nie jest w naszym lesie, ale powiedziała, że też musi być przy lesie. (…) Nie wyobrażamy sobie mieszkać na jakimś osiedlu… Muszę być przy lesie. Muszę z tymi kundlami gdzieś sobie pójść” ⑪.
„Pamiętam, jak kiedyś koleżanka przyjechała do mnie spoza Warszawy. Powiedziałam jej, że idziemy na spacer do lasu. Myślała, że ją wywiozę po prostu nie wiadomo gdzie, a po 5 minutach już byłyśmy w lesie i była w wielkim szoku, że w środku wielkiego miasta, stolicy europejskiego kraju… jest takie fajne miejsce” ②.
Inna osoba podkreśliła, że lubi Olszynkę właśnie za to, że jest zieloną przestrzenią bardzo blisko miasta, bloków i osiedli ①. Wśród argumentów za dobroczynnym działaniem bliskości rezerwatu padały takie dotyczące czystego powietrza ⑫ ⑬ i kojącej funkcji zieleni dla wzroku i umysłu. Użyto też sformułowania „zielone płuca dzielnicy” ⑫. Jedna z rozmówczyń podkreśliła, jak lubi spacerować po rezerwacie zimą, kiedy przykrywa go warstwa śniegu tłumiąca hałas, wiosną za to, dzięki porannemu śpiewowi ptaków, może poczuć się jak u rodziców na wsi ②. Inna osoba zauważyła, że latem rezerwat daje upragniony chłód ⑤. Dla różnych grup Olszynka jest miejscem integracji i nawiązywania nowych relacji. To tutaj opiekunowie psów wpadają na siebie i stają się znajomymi. W ten sposób powstają relacje towarzyskie między osobami z różnych osiedli sąsiadujących z lasem.
Dla znacznej części osób badanych niewątpliwym atutem rezerwatu jest właśnie jego status, który odróżnia go od miejskiego parku i nadaje mu wyjątkowości.
„Tak, na przykład to, że drzewa nie są sadzone, tylko rosną dziko, i to widać bardzo dobrze. I on jest zostawiony samemu sobie, ten las, w sensie takim, że jak się drzewa zawalą, to one tu leżą i gniją, i próchnieją, i mogą inne stworzenia na nich żyć. To jest dla mnie megaważne. (…) Tutaj odpoczywam. Jak są krzaczory, pokrzywy, różnorodny ten las, rośnie sobie dziko, to bardzo odpoczywam” ⑭.
fot. Weronika Kuźma
Relacja z przyrodą
Dla osób badanych przyrodnicze znaczenie rezerwatu przeważa nad jego historyczną spuścizną, która stanowi ważny kontekst, ale nie wysuwa się na pierwszy plan w trakcie codziennych spacerów i obcowania z naturą.
Osoby badane ze zmienną regularnością stykają się na terenie rezerwatu z różnymi gatunkami ssaków, płazów i gadów. Najczęściej wymieniane to przede wszystkim dziki, bobry (chociaż w tym przypadku częściej widywano efekty ich obecności w środowisku niż same zwierzęta), sarny, lisy, wiewiórki, zające i jeże. Podczas spaceru z okazji sprzątania Olszynki Grochowskiej osoby uczestniczące natknęły się na najedzonego zaskrońca.
W rozmowach często zwracano uwagę na liczne gatunki ptaków: dzięcioły duże oraz te rzadsze — zielone, słowiki, zimorodki, rudziki. Jeden z uczestników wywiadu fokusowego na podstawie swoich obserwacji twierdził, że na terenie rezerwatu gniazduje bliżej nieokreślony ptak drapieżny. Opowiadał z ożywieniem, że widział go kołującego nad koronami drzew ⑯. Mogłoby to oznaczać, że Olszynka kryje w sobie przyrodnicze sekrety, które nie zostały jeszcze zawarte w przewodnikach i materiałach promocyjnych.
fot. Weronika Kuźma
Z kolei inna osoba opowiedziała o swoim osobistym odkryciu przyrodniczym w rezerwacie: „Wiem na przykład, że żyje tutaj taki pająk — tygrzyk paskowany, bo go sama widziałam kilka razy. Jest bardzo rzadki i bardzo trudno go znaleźć w Polsce, jest z (basenu) Morza Śródziemnego… I on robi bardzo charakterystyczne pajęczyny, i to jest super fajne, i tego nikt nie wie po prostu, więc bym wprowadziła kampanię edukacyjną na przykład” ⑭.
Rozmówca o wykształceniu przyrodniczym wskazywał, że zróżnicowany obecnie drzewostan i liczne wykroty (drzewa wyrwane z korzeniami lub powstałe po nich zagłębienia w ziemi) pozwalają wielu gatunkom ptaków na osiedlanie się. W związku z tym las nie potrzebuje pomocniczych rozwiązań w postaci budek lęgowych, obecnych często w miejskich parkach ⑬.
Wiele osób badanych również z zadowoleniem zauważało, że w rezerwacie jest mnogość gatunków drzew, które stanowią o bogactwie i niezwykłości tego miejsca. Choć las na Olszynce Grochowskiej został nasadzony sztucznie, od czasu ustanowienia rezerwatu pozwolono na rozwój samosiejek, które wdarły się pomiędzy brzozy, sosny i dęby.
fot. Weronika Kuźma
O obecności zwierząt opowiadano z zadowoleniem, chociaż nie wszystkie gatunki wzbudzały równie pozytywne reakcje. Najbardziej kontrowersyjnymi mieszkańcami rezerwatu są dziki i bobry. Te pierwsze wywołują niekiedy niepokój. Podczas akcji sprzątania Olszynki rozmówca powiedział, że co prawda dziki nie przeszkadzają mu osobiście, ale odczuwa lęk na myśl o ich spotkaniu, kiedy idzie tutaj na spacer z dziećmi. Sugerował, że można byłoby je odłowić, jak to miało miejsce na przykład w Legionowie, i przetransportować do Puszczy Piskiej. Wskazywał na to rozwiązanie jako lepsze niż odstrzał, bo wyrażał żal nad potencjalną śmiercią dzików ⑰. Dziki przez lata padały też ofiarami zderzeń z pociągami na liniach nr 506 i 7, o czym osoby badane przypominały w trakcie wywiadów. Obecność tych zwierząt traktuje się raczej jako pospolite zjawisko niż jako wizytówkę rezerwatu. Jeden z badanych opowiadał w trakcie wywiadu, jak kiedyś z pomocą swoich psów zaganiał z powrotem w stronę rezerwatu dziki, które stały na torach ⑪.
O bobrach część rozmówców opowiadała z większą dumą niż o dzikach. Wskazywano na ich dobroczynny wpływ na gospodarkę wodną na terenie rezerwatu.
Z kolei dla mieszkańców Pragi-Południe leśne ścieżki prowadzą między innymi do pomnika wzniesionego ku pamięci poległych w bitwie pod Olszynką. Jeden z uczestników badania razem z rodziną dociera ze swojego mieszkania na Grochowie przez rezerwat na przedstawienia w Teatrze Akt:
„W rowach melioracyjnych… swoją drogą będących bardzo dobrym przykładem tego, jak bobry dbają o retencję wody, bo widać, że tam, gdzie są tamy, to po jednej stronie potrafi być dwa razy więcej wody niż po drugiej. I to akurat ludzie mogą bardzo dobrze, idąc ścieżką, zobaczyć, zaobserwować jak na dłoni, jak bobry potrafią zatrzymywać tę bardzo cenną wodę w środowisku po prostu, żeby ona nie uciekała. Tak że nie tylko to, co się ludziom kojarzy — że niszczą drzewa… No wiadomo, niszczą, taką mają naturę. Ale przy okazji dogląda tej przyrody i dla otoczenia bardzo wiele dobrego” ①.
Nie dla wszystkich jednak żeremia i obecność bobrów stanowią pozytywne zjawiska. Na terenie Olszynki odbywa się pewna konkurencja o teren między niektórymi mieszkańcami osiedla Kawęczyn-Wygoda a bobrami. Wspominano o tym, że na skutek działalności bobrów w niektórych miejscach przy lesie pękał asfalt ⑬. „Mnie one nie przeszkadzają. (…) Bobry to się pojawiły… 20 lat temu? Nie było ich. Natomiast pojawiły się no i są… Ja mieszkam bezpośrednio przy kanałku. Mnie ogrodzenia nie przewróciły. Ale sąsiadce… bo one kopią sobie nory i one być może, że tą norę to mają wykopaną na moim ogródku. Tylko że ja nie widzę, bo one pod ziemią są. I sąsiadce przewróciły płot. To znaczy na tyle się podkopały, że ten płot się przechylił… I jej taką szkodę wyrządziły. Ja ogrodzenie mam trochę lżejsze niż sąsiadka i mi szkody nie wyrządziły. Poza tym, że kiedyś wlazły — też nie wiem, jakim cudem — i drzewo ścięły, morelę. Morelę! (…) Ja nie wiem, jak one wlazły po siatce. Ale na pewno bóbr, bo przecięte. Mnie osobiście one nie przeszkadzają bardzo, mi się wydaje, że one całej Olszynki nie wytną… Nie są w stanie wyciąć, natomiast tamte drzewa, takie grube… Fajnie tak zaostrzone, jak na ołówki — no widać, nie! I być może komuś szkoda tego drzewa” ⑥.
fot. Weronika Kuźma
Inne osoby opowiadały, że czasem po żeremiach i tamach na Kanałach Rembertowskim i Kawęczyńskim widać, że zostały mechanicznie zniszczone. Pojawiały się koncepcje co do tego, kto może je rozgarniać — że to właśnie okoliczni mieszkańcy, zmęczeni działalnością bobrów wpływającą na ich domy, utrudniali im funkcjonowanie. Działania te przypisywano też nieraz spółce wodnej, odpowiedzialnej za odprowadzenie wody w rezerwacie pod budowę torów:
„— A teraz ta spółka wodna robiła porządek… (poruszenie) Wszystkie rozwaliła.
— Rozwaliła! Żeremie bobrowe. (…) I powycinała trawę, to był hit” ⑯.
Część osób w trakcie rozmów przekazywała plotkę, że bobry są — lub były — wywożone przez urzędników z rezerwatu do Kampinoskiego Parku Narodowego, aby nie narażać konstrukcji nasypu kolejowego. Informacja taka nie jest jednak podana w żadnych oficjalnych źródłach. Inne osoby pytane o tę informację mówiły, że bywają na terenie rezerwatu bardzo często — na przykład kilka razy dziennie — więc takie działania musiałyby zostać przez nie dostrzeżone. Wątpiono w tę historię również ze względu na płochliwą, czujną naturę przypisywaną bobrom. Chociaż obecność bobrów w rezerwacie jest namacalna, wywołuje mieszane reakcje i trudno stwierdzić, jak bardzo uznawane są one za integralną część tego lasu.
Jednego z rozmówców interesowała szczególna część Olszynki — jej cieki wodne wraz z rybami. Jako wieloletni wędkarz i miłośnik przyrody miał wiedzę o gatunkach ryb, które na przestrzeni lat występowały w okolicznych kanałach. Zauważył z zadowoleniem, że w rezerwacie obecne są cierniki — małe rybki, które potrafią zbudować swoje gniazdo w pustej butelce wyrzuconej do kanału, niegdyś bardzo pospolite, dzisiaj spotykane już coraz rzadziej. Zaniepokoiła go zmiana dotycząca znikania innego gatunku — śliza. Według jego relacji ślizy preferują wodę płynącą, wartką. W efekcie prac remontowych na torach bieg niektórych cieków wodnych został zmieniony.
„Z tego, co pamiętam, podłączono taką pompę, która jakby cofała ten potoczek z powrotem, żeby — tak mi się wydaje — żeby on nie przepływał pod tymi torami, żeby można było robić ten remont. I w tym miejscu, zamiast takiego wartkiego, ale czystego, płytkiego potoczku, stworzyła się taka mieszanina, wywołana przez tą pompę, tam woda się zamuliła i te ślizy się najprawdopodobniej stamtąd musiały wynieść, bo to już nie było środowisko dla tego gatunku. Trudno powiedzieć, co się z nimi stało” ①.
Sytuacja ta skłoniła go do refleksji, że przy przebudowie nasypu mogła zostać zaangażowana niewystarczająca liczba ekspertów z zakresu ochrony środowiska — być może zabrakło ekspertyzy ichtiologicznej, która ujawniłaby zagrożenie dla ślizów wynikające z przebudowy kanałów. Taka postawa nieufności i wątpliwości zgodna jest z innymi uwagami, które rozmówcy podnosili w dyskusjach o tryb, w jakim przeprowadzano remont.
fot. Weronika Kuźma
Część badanych przejawiała troskę o los rezerwatu ze względu na pogłębiającą się w Polsce suszę. Podnoszono przy tym temat historii odwadniania Olszynki oraz złe zarządzanie gospodarką wodną, które poskutkowało masową budową rowów melioracyjnych. W rezultacie część drzewostanu wysycha, jednak inne jego rejony wciąż są bagniste. Zdaniem osób badanych nasadzone drzewa nie są przystosowane do takiego stopnia wilgotności terenu i w rezultacie gniją u podstaw.
Jak wspomniano, niektóre osoby badane uważają poprowadzenie linii kolejowych przez rezerwat oraz rur ciepłowni Kawęczyn za symboliczne utrudnianie przejścia do miejsc pamięci. Uwagi te tyczą się jednak także kwestii przyrodniczej. Osoby badane wyrażały niepokój o ekologiczny stan Olszynki w związku z sąsiedztwem stacji technicznej. Obawiano się też planów postawienia na pobliskim terenie Koziej Górki spalarni śmieci.
„Tolerujemy państwowe koleje, które w sposób diametralny weszły, zniszczyły tę Olszynkę. Weszła tu elektrociepłownia… Kawęczyn. Kozia Górka — teraz będziemy mieli spalarnię. Powstały nowe drogi wokół tego parku. Czyli zmieniło się otoczenie, więc trzeba wrócić do początków tej decyzji, że to jest rezerwat i nie stawiajmy nigdy czegoś takiego, że koleje są ważniejsze, sprawa transportu i tak dalej… Nasze sprawy są ważniejsze” ⑯.
„Oddziaływanie tej kolei na Olszynkę jest straszne (…) Właściwie to od nich się zaczęło. Cały czas wjeżdża, wyjeżdża, i to rzutuje na to, że powinno być zweryfikowane przynajmniej nazwa „rezerwat”! Bo jak się wjeżdża, funkcje komunikacyjne się robi, jeżdżą te pociągi… jeszcze tylko brakuje przez środek, jeszcze by mogli jedną linię puścić. (…) PKP strasznie weszło. Jeden z największych w Polsce, gdzie najwięcej pociągów stacjonuje, myją te pociągi… Straszne” ⑯.
Niektóre z osób badanych uważają, że sposób ochrony przyrody w rezerwacie nie spełnia swoich celów. Odczuwają frustrację w związku z tym, że dostęp do tego terenu jest im, mieszkańcom okolic, na różne sposoby odmawiany przez obowiązujące prawo przy jednoczesnych ingerencjach i inwestycjach spółki Polskich Kolei Państwowych.
fot. Weronika Kuźma
„Dla mnie rezerwat i te 60 hektarów, które tam mamy, to jest jakaś źle rozumiana ochrona przyrody, bo to w skali ekosystemu tym zwierzętom nic nie da, 2 bobry czy 3, nie wiem, w porywach jest może 5. W skali populacji bobrów i kilkudziesięciu tysięcy osób, które mają ten rezerwat w zasięgu swojego pięciominutowego marszu, to niewarta gra zupełnie świeczki, żeby chronić przed tymi kilkudziesięcioma tysiącami osób te 2 czy 3 bobry w porywach” ⑯.
Wśród większości osób badanych panuje nastawienie, że rezerwatem trzeba się z naturą „podzielić”. Cenią sobie jej bliskość, potrzebują jej, uznają wagę jej istnienia. Chcą mieć do niej dostęp, nie po to, aby las przekształcić w drogi lub kolejne osiedla, ale by móc na co dzień doświadczać dzikości i kojącej zieleni. Wskazują na to, że sąsiedztwo terenów zielonych jest szczególnie ważne dla ich zdrowia — fizycznego i psychicznego, w tym dla prawidłowego rozwoju dzieci oraz aktywności osób starszych.
„Podejrzewam, że jeżeli nie weźmiemy efektów prozdrowotnych tej Olszynki — dla ludzi, którzy chcą korzystać z tej Olszynki w celach zdrowotnych, biegać… Bardzo piękna sprawa, mnóstwo się pojawiło dzięki temu przejściu: matek z dziećmi, z wózkami, dzieci śpią. W domu nie je — tu na ławce mamusia jedzenie da. Super! I to warto by było, i proszę was wszystkich o to, żebyśmy wrócili, żeby to służyło nam. Ptakom — też, podzielimy się” ⑯.
Dzikość, którą dostrzegają w lesie osoby badane, nie dla wszystkich jest równie akceptowalna. Wśród wypowiedzi dotyczących zwalonych pni pozostawionych między drzewami pojawiły się też takie określenia, jak zaniedbane, z komentarzem, że: „niezbyt dobrze to wygląda, ale chyba tak właśnie musi być” ②. W innej rozmowie gęsta ściółka leśna była komentowana słowami: „kiedyś nie było tutaj tych chwastów” ⑫. Można wywnioskować, że wygląd rezerwatu, który nie jest regularnie poddawany działaniom porządkującym przez Lasy Miejskie, kłóci się z poczuciem estetyki i wyobrażeniem miejskiego lasu części badanych osób. Jednocześnie mają świadomość, dlaczego „chwasty” lub powalone pnie powinny mieć swoje miejsce w ściółce rezerwatu, a ich obecność może być dobroczynna dla całego ekosystemu.
Na drugim końcu skali znajdują się osoby, które otwarcie zaznaczały, że wolałyby, aby rezerwat stał się parkiem i służył przede wszystkim człowiekowi. Stanowiły one jednak mniejszość. Większość osób zaznaczała, że życzy sobie pewnych ingerencji w rezerwacie i jego otwarcia na lokalną społeczność, ale z pozostawieniem zróżnicowanego charakteru przyrodniczego tego lasu.
fot. Weronika Kuźma
Potrzeby
W trakcie badania osoby były pytane o to, jak widzą przyszłość rezerwatu Olszynka Grochowska, czego by sobie w niej życzyły i jakie zmiany wydają im się najbardziej pilne. Poniżej znajduje się podsumowanie najważniejszych i najczęściej poruszanych tematów.
Dostęp do informacji
Po zmaganiach grupy „Przejście do Olszynki” z zarządcami terenu o powstanie bezpiecznych przejść jej przedstawiciele wyrażają przede wszystkim nadrzędną potrzebę dotyczącą rezerwatu i jego okolic — wszelkie zmiany infrastrukturalne powinny odbywać się w uwzględnieniem potrzeb społeczności lokalnej, która ma mieć przy tym swobodny dostęp do informacji związanych z ingerencjami. Lata starań o przejścia zmniejszyły poziom zaufania do okolicznych instytucji. W odczuciu osób badanych, w tym tych, które przy Olszynce Grochowskiej spędziły całe życie, las powinien należeć przede wszystkim do ludzi. Mimo udanych starań o powstanie przejść przez tory część rozmówców przejawia brak poczucia sensu w walce o jakiekolwiek pozytywne zmiany na terenie rezerwatu — z jednej strony przez jego status, normowany przez ogólnokrajowe prawo o terenach chronionych, z drugiej ze względu na ograniczone pole do lokalnego działania politycznego na terenie, który w dużej mierze należy do spółki PKP PLK S.A. i jest zarządzany przez Lasy Miejskie Warszawa. Wielość podmiotów zaangażowanych w teren rezerwatu i jego sąsiedztwo wywołuje chaos informacyjny i decyzyjny.
W oczach osób badanych instytucje roszczące sobie prawa do terenu rezerwatu i otuliny nie wywiązywały się ze swoich obowiązków i łamały pewne zasady. Wywołuje to sprzeciw i wywiera głęboki wpływ na poczucie indywidualnej odpowiedzialności za przestrzeganie zakazów nałożonych na odwiedzających. Badani nie wierzą, że ich od lat stosowane praktyki, takie jak poruszanie się po lesie poza wyznaczonymi szlakami bądź wyprowadzanie w nim psów, mają na rezerwat bardziej negatywny wpływ od przebudowy i funkcjonowania kolei czy myjni pociągów. „PKP, elektrownia, Lasy Miejskie, trochę miasto… Czyli jak wiele osób, to tak naprawdę nikt, prawda, konkretny, i nikt się tym nie zajmuje. To, co się tam czasami udaje zrobić, to tak trochę na przekór” ⑯.
fot. Weronika Kuźma
Obawy przed inwestycjami
Reklamy mieszkań na osiedlach okalających Olszynkę Grochowską często opierają się na podkreślaniu, jak wartościowe jest życie w sąsiedztwie lasu i w rezultacie przyczyniają się do zwiększenia w nim lokalnego ruchu turystycznego. I chociaż, jak wskazują osoby badane, więcej osób wewnątrz lasu wpływa na wzrost poczucia bezpieczeństwa, budowa nowych domów i infrastruktury wzbudza wyraźne obawy o to, jak daleko w las mogą się posunąć tego typu działania. Część z rozmówców przed przystąpieniem do niniejszego badania wyrażała brak zaufania i podejrzenia o intencje jego prowadzenia, doszukując się w nich działań na rzecz „dewelopera”.
„… dlatego też uważam, że to miejsce jest super pod tym względem, że ono jest takie dzikie, że jest to rezerwat i bardzo mi zależy na tym, żeby status rezerwatu był jak najdłużej utrzymany, bo wiem, że były zakusy na to, żeby jednak część jego zagarnąć i zacząć jakieś budowy komercyjne… typu… nawet drogę — ulicę Szeroką, jak robili, to nie mogli zrobić regularnej jezdni, ze względu na to, że jest to rezerwat i że musieliby kawałek lasu zabrać, żeby ta droga miała odpowiednia szerokość, a teraz się zrobił tu deptak po prostu, więc tam jest kostka wyłożona i to jest bardzo fajne” ⑨.
Niektóre osoby badane pytane o to, jak oceniają zaangażowanie lokalnych władz w działania wokół Olszynki, odpowiadały, że jest ono znikome — i być może tak właśnie jest lepiej. Z powodu braku zaufania czy lęku o nadmierną eksploatację i skomercjalizowanie tego terenu wolały, żeby rezerwat Olszynka Grochowska został pozostawiony sam sobie.
„Ja chciałem powiedzieć, że dożyliśmy takich dziwacznych czasów, że często jest lepiej tak, żeby te władze nic nie robiły, bo jak coś zrobią, to jest z reguły dużo gorzej” ⑯.
W obliczu tych obaw widać wyraźnie, że dla wielu osób ze społeczności lokalnej zachowanie ochrony prawnej rezerwatu stoi wysoko na liście priorytetów.
fot. Weronika Kuźma
Obecność psów
Na terenie rezerwatu obowiązuje zakaz wchodzenia do lasu z psem. Mimo tego, że jedna z tablic ustawiona od strony Kawęczyna-Wygody informuje jedynie o nakazie wprowadzania psa na smyczy i w kagańcu, obowiązujące obecnie prawo nie bierze pod uwagę takiego rozwiązania. Zapis ten wynika z art. 15 ustawy o ochronie przyrody z 2004 roku i dotyczy wszystkich rezerwatów w Polsce, niezależnie od tego, czy zostały one udostępnione zwiedzającym, czy nie10. Większość osób badanych była świadoma tych przepisów i z pełną świadomością je łamała. W społeczności panuje niepisane przyzwolenie na poruszanie się z psem po lesie, co więcej, dla wielu odwiedzających jest to główne miejsce wspólnych spacerów z czworonogami. Niektórzy z badanych sugerowali, że rezerwat jest dla nich jedyną atrakcyjną przestrzenią na wyprowadzanie psów w okolicy i dlatego jest przez nich wybierany. W niedalekiej odległości, po stronie grochowskiej, znajduje się jednak dość popularny Park im. płk. Jana Szypowskiego „Leśnika”. Wygląda na to, że nie stanowi on alternatywy dla osób badanych, które przez lata przywykły do spacerów na terenie rezerwatu.
Wśród rozmówców i rozmówczyń pojawiły się głosy krytyki wobec powszechnego zwyczaju przychodzenia do lasu z psem — ich głównym argumentem jednak było przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa, kiedy sami spacerują lub biegają po ścieżkach. Wspominano incydenty, w których nieupilnowany pies ugryzł biegacza lub pędził za rowerem. O zagrożeniach płynących z psów wolno biegających po rezerwacie dla lokalnej przyrody wspomniało wyraźnie tylko 7 spośród 24 osób. Inne nie poruszały tej kwestii w ogóle lub bagatelizowały jej rzeczywisty, potencjalnie szkodliwy wpływ na żyjące tam dzikie zwierzęta.
W nawiązaniu do podrozdziału poświęconemu dostępowi do informacji z wypowiedzi niektórych osób badanych można wysnuć wniosek, że wręcz kontestują zakaz wprowadzania psów. „Ja wiem, że nie powinienem ich puszczać, że one powinny chodzić na smyczy. Ale no nie. Ja szanuję prawo, ale akurat tego nie jestem w stanie szanować!” ⑪.
Niektóre osoby, silnie związane z Olszynką Grochowską, nie chcą brać na siebie odpowiedzialności za ład w lesie, kiedy równocześnie w ich ocenie ulega on dewastacji z ręki PKP PLK S.A. Podczas wywiadu, który towarzyszył zbieraniu śmieci, jeden z rozmówców opowiadał o zmianie cieków wodnych na terenie rezerwatu w ten sposób:
„Gdybym miał psa, to nie mógłbym z nim wejść do lasu, a Koleje mogą po prostu odpompować sobie stąd wodę — to jest taka niesprawiedliwość” ⑰.
Niektóre z osób podkreślały, że gdyby nie psiarze, w rezerwacie nie byłoby choćby wywalczonych bezpiecznych przejść przez tory. Jest to zaangażowana, aktywna grupa skupiona wokół życia rezerwatu, a jej część zrzesza się w inicjatywy regularnie sprzątające rezerwat, o czym więcej poniżej.
fot. Weronika Kuźma
Szlaki
Mimo ogólnego zrozumienia zasad, na jakich działa instytucja rezerwatu, osoby badane wyrażały niezadowolenie związane z zakazami wstępu w określone miejsca wyznaczone przez Lasy Miejskie Warszawa. Sprzeciw wyrażany jest przede wszystkim przez zrywanie metalowych oznaczeń na słupkach i drzewach postawionych przed zamkniętymi ścieżkami. Osoby te uważają te szlaki za „swoje” — przetarte przez lata, związane z ważnymi dla nich praktykami.
Podobnie jak w przypadku zakazu dotyczącego wprowadzania psów, osoby przejawiały pewną kontestację, aktywny sprzeciw wobec narzuconych, nieprzystających do rzeczywistości zasad. Zrywanie tabliczek uczyniło rozeznanie się w legalności szlaków trudne — niektóre z osób nie wiedziały nawet, czy ścieżka, którą się poruszają, jest legalnie udostępnioną trasą spacerową.
Najczęściej wskazywanym połączeniem komunikacyjnym, którego osobom badanym obecnie brakuje, jest szlak przy Kanale Kawęczyńskim. Został on wyłączony z użytku przy okazji remontu linii kolejowej, po której stał się ślepy — kiedy się nim podąży, poprowadzi nas na nasyp kolejowy. Mimo bezpieczeństwa, jakie zapewniły przejścia przez tory linii nr 7 i 506, ludzie odwiedzający rezerwat nadal podejmują się ryzykownych praktyk przechodzenia w nieoznakowanych miejscach. Jednym z nich jest właśnie wspomniany koniec szlaku, na przecięciu kanałów Kawęczyńskiego i Rembertowskiego. Aby kontynuować nim podróż, należy wejść na fragment nasypu kolejowego obok trakcji. Dla osób badanych to nie tylko wyuczona przez lata trasa, ale też miejsce niezwykłe.
Jedna z rozmówczyń nazwała fragment tej ścieżki „punktem widokowym”, z którego lubi obserwować zachody słońca. Jest to także najbardziej podmokły fragment rezerwatu, co obecnie, w dobie wysychających koryt rzecznych, stanowi dużą wartość przyrodniczą oraz wizualną. Osoby użytkujące las, starając się odzyskać zakazane przejście, konstruują tam w miarę potrzeb prowizoryczne kładki z palet lub pni. Na etapie prowadzenia badań i sporządzania raportu rada osiedla Kawęczyn-Wygoda wystosowała kilka pism do Lasów Państwowych oraz Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska o oficjalne przywrócenie szlaku do użytku. Jak twierdził jeden z rozmówców, Lasy Miejskie pracowały w tym czasie nad nowym planem ścieżek i prosiły zainteresowane strony o sugestie. Szlak przy kanałku jest zdecydowanie najważniejszym dla ogółu społeczności skupionej wokół rezerwatu.
fot. Weronika Kuźma
Czystość
W oczach osób badanych stan czystości lasu na przestrzeni lat znacząco się poprawił. Chociaż dzikie wysypiska w rezerwacie nie pojawiają się już tak często, zdecydowana większość osób zgadzała się ze stwierdzeniem, że na tym terenie powinno stać więcej koszy na śmieci. Brakuje ich choćby bezpośrednio przy przejściach kolejowych od strony Grochowa. Podczas obserwacji i przeprowadzania wywiadów wspomniane kosze stały przepełnione. Odpady znajdowały się szczególnie często wokół ławek i stołów, obok których nie postawiono żadnych śmietników. Przedstawiciele osiedla Kawęczyn-Wygoda zwracali uwagę również na to, że niewystarczająca liczba koszy na śmieci znajduje się na ulicy Szerokiej, która bezpośrednio graniczy z rezerwatem i jest traktowana przez wiele mieszkanek i mieszkańców jako przedłużenie ich trasy spacerowej. Niektórzy z nich opowiadali, że od lat wnioskowali do Lasów Miejskich o umieszczenie śmietników ⑯. Ich życzenie nareszcie zaczęło się spełniać po 2016 roku, kiedy w rezerwacie wprowadzono oficjalne trasy spacerowe.
Potrzeba zachowania czystości w rezerwacie wyrażana jest w oddolnych obywatelskich akcjach sprzątania, organizowanych osobno przez społeczności Kawęczyna-Wygody i Grochowa. Na wydarzeniach inicjowanych przez Stowarzyszenie Lepszy Rembertów pojawia się średnio około 20–30 osób. Są one organizowane w miarę możliwości 2 razy w roku — z okazji Dnia Ziemi 22 kwietnia oraz w trakcie międzynarodowej akcji sprzątania świata 21 września. Odbywają się w porozumieniu z Lasami Miejskimi, które jako podmiot zarządzający rezerwatem mają obowiązek utylizacji zebranych odpadów. Organizatorzy pozostawiają więc wypełnione worki przy śmietnikach do późniejszego odbioru. Do akcji włączają się także sponsorzy — lokalne przedsiębiorstwa, takie jak producent oranżady Olszynka oraz miejscowa piekarnia Wyroby Cukiernicze Kowalscy.
W trakcie tegorocznej edycji sprzątania udało się przeprowadzić obserwację uczestniczącą. Na miejscu zbiórki, pod pomnikiem, w przeciągu półtorej godziny do akcji włączyło się nieco ponad 30 osób z Rembertowa i Pragi-Południe. Dla jednego z mężczyzn uczestniczących w sprzątaniu, który o inicjatywie dowiedział się kilka dni wcześniej z plakatu, była to okazja do aktywnego spędzenia czasu z dziećmi i pokazania im wartościowych praktyk ⑰.
Z obserwacji można wywnioskować, że i inne osoby uczestniczące spędzają ten czas w gronie rodzinnym. Podobne akcje organizowane są od ok. 8 lat przez miejscowe grupy psiarzy. Pierwotnie motywacją do sprzątania było oczyszczanie terenu z przedmiotów potencjalnie niebezpiecznych dla spacerujących psów, które mogły pokaleczyć sobie o nie łapy. Z organizatorami nie udało się porozmawiać, ale o samej inicjatywie opowiedziała jedna z uczestniczek grupy zrzeszającej psiarzy na Facebooku ⑭.
Z indywidualnych wywiadów i obserwacji wynika również, że wieloletni mieszkańcy okolic Olszynki, zaangażowani w jej dobrostan, starają się na własną rękę zbierać porzucone odpady i odnosić je do najbliższych śmietników. Działania tego typu są przejawem zbiorowej odpowiedzialności, dają poczucie sprawczości i są traktowane jako wyraz wzmacniania więzi z naturą. Jest to też zajmowanie się lasem na własnych zasadach, gdzie instytucje państwowe sobie nie radzą.
fot. Weronika Kuźma
Edukacja
Na obrzeżach rezerwatu znajduje się parę tablic edukacyjnych, przedstawiających między innymi kilka istotnych gatunków zwierząt i roślin żyjących w lesie, a także rys historyczny miejsca. Chociaż nie wszystkie osoby badane miały świadomość istnienia niektórych tablic lub nie poświęciły im dotychczas większej uwagi, w przeważającej większości wskazywały, że życzyłyby sobie więcej obiektów edukacyjnych na terenie rezerwatu. Pomysły te przedstawiano w formie propozycji ścieżek edukacyjnych, zarówno przyrodniczo-krajoznawczych, jak i historycznych. Co istotne, jeden z rozmówców w trakcie wywiadu fokusowego zaznaczył, że tablice edukacyjne powinny zastąpić znaki zakazu wstępu na szlaki. Według niego wytłumaczenie osobom odwiedzającym, dlaczego nie powinny wchodzić na dany obszar (na przykład ze względu na okres lęgowy chronionego gatunku ptaka) stanowi znacznie lepsze rozwiązanie niż odgradzanie ludzi od danego szlaku. Wzmocniłoby to też bezpieczeństwo różnych użytkowników rezerwatu, wśród których nie każdy jest wystarczająco sprawny, aby przejść przez nieoznakowany, podmokły teren, potencjalnie podkopany przez bobry. „Tu chodzi bardziej o edukację w tym rezerwacie, że powinien pełnić funkcję edukacyjną, a nie tylko rekreacyjną” ⑯.
Na podobnej zasadzie sugerowano, że można byłoby udoskonalić aplikację Mazowieckich Rezerwatów Przyrody. Do jej zainstalowania zachęcają kody QR umieszczone na słupkach rozsianych po lesie. Przekaz w trakcie badania był jednoznaczny — im więcej edukacji, tym lepiej, czy to w formie tablic, czy gier terenowych.
fot. Weronika Kuźma
Przestrzeń rekreacyjna
Część osób badanych zauważała problem palenia ognisk na terenie rezerwatu. Podczas rozmów niektóre z nich proponowały rozwiązania tej kwestii metodą redukcji szkód i kontroli. Sądziły, że może gdyby na obrzeżach lasu lub przy głównej alei powstał punkt służący integracji i paleniu ognisk, ryzyko pożaru zmniejszyłoby się w miejscach nieoznakowanych.
Propozycje wydzielonej, kontrolowanej przestrzeni wewnątrz lasu dotyczyły też innych kwestii. Osoby badane pytane o swoje potrzeby sięgały do rozwiązań, które znają z innych publicznych lasów i parków miejskich, proponując między innymi zamontowanie drewnianej siłowni plenerowej, analogicznej do tej, która znajduje się w Marysinie Wawerskim. W podobnym tonie sugerowano postawienie placu zabaw, który miałby otworzyć rezerwat na najmłodszych odwiedzających. Inne sugestie to zamontowanie wiat chroniących przed deszczem czy toalety.
Kilka osób badanych wyraziło szczególne zainteresowanie pomysłem, aby wewnątrz rezerwatu wyznaczyć miejsca z informacjami dla biegaczek i biegaczy — w postaci słupków z zaznaczonymi odległościami w metrach lub ścieżki do biegów przełajowych. Miałoby to pełnić nie tylko dodatkową funkcję rekreacyjną, lecz także „porządkować” szlaki pod kątem ich dostępności. Wyrażono wiarę, że dzięki takim oznaczeniom osoby spacerujące z wózkami dziecięcymi lub starsze będą unikać trudniejszych tras, o nierównym, bardziej porośniętym roślinnością lub podmokłym terenie.
Wprowadzenie w życie wymienionych tu propozycji jest w praktyce utrudnione ze względu na obowiązujące prawo. Według rozporządzenia Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w sprawie utworzenia rezerwatu Olszynka Grochowska:
„nie wskazuje się miejsc udostępnianych dla celów edukacyjnych, turystycznych, rekreacyjnych i sportowych”11.
Aby zmienić ten stan rzeczy, musiałby się zmienić status tego terenu, co mogłoby z kolei narazić Olszynkę Grochowską na ingerencje, których zdecydowana większość badanych sobie nie życzy. Niektóre z osób zastanawiały się, czy ewentualne odstępstwa od ogólnokrajowych przepisów dotyczących rezerwatów przyrody można byłoby zawrzeć w planie ochrony lasu Olszynka Grochowska, który stanowi osobny dokument.
fot. Weronika Kuźma
Szlak spacerowy wzdłuż linii nr 7
Społecznicy i społeczniczki z inicjatywy „Przejście do Olszynki” deklarują, że chcieliby swoje dalsze działania poświęcić na zadbanie o okoliczną zieleń wzdłuż odremontowanych torów. Według artykułu Jarosława Osowskiego o oficjalnym otwarciu przejść pojawił się wśród nich pomysł na ścieżkę spacerową wytyczoną na terenie, gdzie do niedawna rosły rzędy drzew usuniętych przez PKP PLK S.A.12 W trakcie wywiadu fokusowego większość osób badanych związana z inicjatywą entuzjastycznie wypowiadała się o potrzebie zagospodarowania tego miejsca. Zwracano uwagę na to, że obecnie na wykarczowanym terenie rozrasta się gatunek inwazyjny — nawłoć, który może rozprzestrzenić się także na terenie lasu.
Badani po raz kolejny zabierają głos w sprawie, co do której czują, że nie została przypilnowania przez podmioty za to odpowiedzialne. Jest to też kolejny przykład działania, które służy odzyskiwaniu przez lokalną społeczność przestrzeni przekształconej przez kolej. Według rozmówców i rozmówczyń bezpieczny, zielony szlak w jeszcze większym stopniu przyczyniłby się do zwiększenia poziomu bezpieczeństwa przy torach — proponowano postawienie ogrodzenia między nim a trakcją, na przykład w formie żywopłotu. Płotek ten miałby też ograniczyć hałas wynikający z sygnałów ostrzegawczych puszczanych przez maszynistów — są oni zobowiązani do ostrzegania o przejeździe pociągu każdej osoby stojącej przy torach. Dzięki ogrodzeniu ostrzeżenia dźwiękowe nie byłyby konieczne, co dla wielu mieszkańców jest ważne.
Proponowany szlak mógłby nie tylko odegrać rolę jako atrakcyjne, bezpieczne dojście do rezerwatu, lecz także przejąć niektóre funkcje parkowe, których wdrożenie na terenie lasu jest ze względów prawnych obecnie niemożliwe.
„Ten teren trzeba jakoś zagospodarować. Dać też możliwość korzystania z tego terenu ludziom. W szczególności, raz, że rowerzystom, dwa, psiarzom, trzy, dzieciom. No to jest olbrzymi teren, który leży po prostu i zarasta w tym momencie chwastami tylko. To wszystko da się połączyć. Nie spowoduje to w żaden sposób… nie zwiększy to niebezpieczeństwa, wprost przeciwnie, przyczyni się do większego bezpieczeństwa” ⑯.
fot. Weronika Kuźma
Jaka przyszłość rezerwatu?
W niektórych rozmowach o przyszłości Olszynki pobrzmiewały życzenia: „żeby to miejsce żyło, żeby trochę je ożywić”. „…ta Olszynka stała się dostępna dla ludzi, ja się bardzo cieszę, że widać w szczególności te matki z wózkami, dzieciaki, rowerzyści, to wszystko żyje jakoś” ⑯.
Słowom tym zawsze towarzyszyły wizje zmian bezpośrednio związanych z obecnością ludzi w rezerwacie. Las żyje wtedy, kiedy wypełniony jest spacerowiczami, bawiącymi się dziećmi, rodzinami — zawsze osadzony w społecznym kontekście. Na podstawie przeprowadzonego badania można odnieść wrażenie, że las Olszynka Grochowska należy do ludzi. Przede wszystkim do nich, jego codziennych użytkowników, a nie polityków czy instytucji. To ludzie przemieszczający się po nim codziennie mają wiedzę z pierwszej ręki o tym, co się w nim dzieje. Społeczność skupiona wokół rezerwatu jest też często gotowa wpływać na jego kształt i przyszłość — świadczy o tym liczba interwencji w lokalnych radach osiedli i dzielnic, liczba wystosowanych pism i wniosków do Lasów Miejskich Warszawa, aktywność na grupie Inicjatywa Obywatelska „Przejście do Olszynki” na Facebooku, liczącej w chwili sporządzania raportu ponad 800 osób. Co więcej, osoby uczestniczące w badaniu nie raz opowiadały o tym, że po prostu musiały samodzielnie, oddolnie zadbać o los Olszynki i swojego w niej istnienia, bo inaczej ich głos nie zostałby przez nikogo usłyszany. Rodzi to frustrację i poczucie niesprawiedliwości, ale też jest przyczynkiem do odzyskiwania obywatelskiej sprawczości, która może być potem pozytywnie wykorzystana. Sytuacje te budują także więzi społeczne: sąsiedzkie, międzydzielnicowe, mimo że interesy mieszkańców różnych osiedli nieraz się wymijają.
Niezależnie od tego, czy badane i badani cenią sobie jej dzikość, czy wolą uporządkowane aleje, nie wyobrażają sobie, że mieliby zostać od niej odcięci. Nawet jeżeli las miałby zostać w jakimś stopniu niedostępny i niepoddany interwencji instytucji takich jak Lasy Miejskie, to część społeczności chce mieć możliwość na tę dzikość patrzeć z pewnej odległości i jej doświadczać. Dla zdecydowanej większości z nich Olszynka Grochowska to miejsce spotkania z przyrodą, której potrzebują na co dzień, dostarczającej wytchnienie. Miejsce drogie ich sercom. „Ja myślę, jak wszystkich rozumiem, to tak naprawdę, to żeby z tego rezerwatu nie robić Puszczy Białowieskiej… Ale (…) się wydaje, że trzeba znaleźć jakiś złoty środek. Raz, na pewno zachować dzikość tej Olszynki, moim zdaniem jest atrakcją ta dzikość. To że ona jest połączona z infrastrukturą kolejową w taki sposób… nie wiem, jakby ta przyroda walczyła z tą infrastrukturą, co zresztą widać po tych miejscach, co były drzewa wycięte. A tam się szybciej odradza, niż nawet ja to przypuszczałem, że to możliwe” ⑯.
Równocześnie osoby badane życzyły sobie, żeby przepisy dotyczące użytkowania rezerwatu były bardziej elastyczne. Jeden z rozmówców, z wykształcenia leśnik, na pytania na temat zasadności zakazów odpowiedział:
„Każdy rezerwat jest jak człowiek i powinno się do niego podchodzić indywidualnie” ⑬.
Choć przewodniki opisywały nieraz rezerwat Olszynka Grochowska jako „przedstawiający przeciętną wartość przyrodniczą na tle innych rezerwatów”13, jest on pod różnymi względami unikatowy. Co szczególnie ważne, to urozmaicenie jej drzewostanu, który rozwinął się przez lata od czasów nasadzeń. Jest to stosunkowo młody las, a jego przyrodnicza historia wciąż się pisze — może być ona barwną, zróżnicowaną, pół-dziką przestrzenią w granicach europejskiej stolicy, jeśli tylko pozwolimy jej na snucie swojej historii.
fot. Weronika Kuźma
Zdziczenie
Agata Szydłowska (ZOE) — kuratorka, badaczka, autorka książek. Doktorka etnologii, pracuje w Katedrze Historii Designu na Wydziale Wzornictwa ASP w Warszawie. Interesuje się społecznymi i politycznymi kontekstami dizajnu. Współredaktorka książki „ZOEpolis. Budując wspólnotę ludzko-nie-ludzką” (2020), autorka książki „Futerał. O urządzaniu mieszkań w PRL-u” (2023), współkuratorka wystawy „Ty i Ja. Lajfstajlowy magazyn z Peerelu” (2024).
Wśród wielu dualizmów, które wyprodukował nowoczesny człowiek Zachodu, opozycja „kultury” i „natury” jest jednym z najtrwalszych. To on zasila kolejne podziały: na ciało i umysł, ludzi i inne zwierzęta, cywilizację i jej brak, wreszcie na miasto i wieś rozumianą jako teren niezurbanizowany, w którym przyroda ma dominować nad ludzkimi wytworami. Sama przyroda też może być udomowiona, poddana kontroli i regulacji, czyli zaprzęgnięta w reżim „kultury”, oraz „dzika” — należąca sama do siebie, nieuporządkowana, kierująca się własną logiką, czyli „naturalna”. W tym nowoczesnym porządku „dzika przyroda” ma ściśle wyznaczone miejsce: jest nim las, puszcza, dno oceanu, słowem — obszar, którego człowiek do końca nie zagospodarował.
Takie myślenie ma kilka konsekwencji. Jedną z nich jest uromantycznienie „dzikiej dzikości”, traktowanie jej jako obszaru, który należy poddać szczególnej ochronie. Otaczanie troską precyzyjnie wskazanych miejsc czy gatunków jest jednak równoznaczne z tym, że miejsca i gatunki nieuważane za szczególnie dzikie i wartościowe, a zatem nieobjęte ochroną, można swobodnie eksploatować, a nawet niszczyć.
Inną jest instrumentalizacja pojęcia „natury” i daleko idące manipulacje. Człowiek został wyłączony z domeny natury jako ten, który rządzi się rozumem i nad ową naturą może panować. Jednak, na polityczne zamówienie, można z powrotem tego samego człowieka „dopisać” do natury, kiedy potrzebne jest rzekomo naukowe uzasadnienie konserwatywnego porządku. Wtedy mówi się na przykład o „naturalnym” dla kobiet instynkcie macierzyńskim czy też „naturalnej” dla mężczyzn skłonności do rywalizacji. Jeszcze w XX wieku ludoznawcy i projektanci opowiadali o „naturalnych” i wrodzonych talentach mieszkańców wsi w zakresie plecionkarstwa czy rzeźbienia świątków z drewna, które przeciwstawiano nabytym w drodze formalnej edukacji umiejętnościom zawodowych artystów pochodzących z miasta. Było to oczywiście pokłosie sytuowania zarówno mieszkańców wsi, jak i wielu członków społeczeństw niezachodnich w domenie natury — w przeciwieństwie do „cywilizowanego” Europejczyka w cylindrze i z laską.
Jak widać, podział na „naturę” i „kulturę” jest głęboko polityczny i w dużej mierze służy utrwalaniu status quo. Co więcej, a może przede wszystkim, nie daje się on obronić w konfrontacji z tym, co przynosi rzeczywistość. W XXI wieku Ziemia jest już tak dalece przekształcona przez działalność człowieka, że podział na tereny poddane antropopresji i te dziewicze, nietknięte ludzką ręką, staje się niemożliwy. Świat pełen jest hybryd, których klasyfikację proponują autorzy A Bestiary of the Anthropocene14. Spotykamy tam na przykład plastiglomerat — wytworzony w oceanach kompozyt ze stopionego plastiku, skały bazaltowej, morskiego gruzu i drewna, połączonych ze sobą w sposób, który uniemożliwia oddzielenie poszczególnych składników, czy szczura laboratoryjnego, przekształconego przez człowieka tak, by stać się jego modelem. Dlatego też, podążając za biolożką i filozofką Donną Haraway, powinniśmy raczej mówić o „naturokulturze”, przenikaniu się i współzależności światów. Pojęcie to nie eliminuje jednak człowieka, a raczej podkreśla wspólną pracę i wielowątkowe powiązania ludzi i nie-ludzi.
Myślenie o „naturokulturze” wyklucza jednocześnie separację „dzikiej dzikości” jako enklawy nieskalanej natury, zachęcając do budowania splotów i podkreślania współzależności.
Podział na naturę „naturalną” i „udomowioną” jest tak silny, że to, co wykracza poza dualizm, staje się kłopotliwe, a nawet niepokojące. Tak jest z tak zwanymi nieużytkami, czyli miejscami na terenach zurbanizowanych, gdzie spontanicznie pojawia się nieproszona roślinność. Małe drzewka wyrastają ze szczelin między ścianami budynków a chodnikiem, a spomiędzy płyt wyłania się trawa i mniszki lekarskie. Opuszczone budynki, ruiny, działki o nieustalonej własności błyskawicznie porasta roślinność. Nieużytki, jak sama nazwa wskazuje, traktowane są jako miejsca bezcelowe i jako takie czym prędzej powinny być zastąpione przez budownictwo lub zieleń zaplanowaną i posadzoną przez człowieka. Botanik i ekokrytyk Gilles Clément proponuje inne określenie na tego typu tereny: „trzeci krajobraz”. Jest to ostoja bioróżnorodności, rezerwaty roślin — pogardzanych i tępionych przez człowieka — będących botanicznym odpowiednikiem „trzeciego stanu”, roślin-proletariuszek. Z kolei niemiecki badacz flory Ingo Kowarik proponuje jeszcze inną klasyfikację. Według niego w miastach występują cztery rodzaje przyrody. Pierwsza jest najbardziej zbliżona do ideału „naturalności” — są to pozostałości torfowisk, starodrzewów, rezerwatów. Druga to elementy krajobrazu rolniczego. Trzecia dotyczy parków, rabatek, rzędów tuj i traw zdobiących wyspy na rondach i między jezdniami. Czwarta przyroda to rośliny pojawiające się samoistnie, na siedliskachopuszczonych i zdegradowanych, dzielne gatunki synantropijne, którym niestraszne ciepło oddawane przez asfalt i beton, zanieczyszczenia z samochodów i podeszwy butów pieszych.
Niepokój, a nawet niechęć budzą też — niewpisujące się w dychotomię „dzikiego” i „udomowionego” — gatunki zdziczałe: za dalekie, byśmy nawiązywali z nimi relacje, za bliskie na to, żeby utrzymać dystans wobec tego, co „naturalne”, czyli nie-ludzkie. Przyjrzyjmy się gołębiom. Te mieszkające we współczesnych miastach są zdziczałymi potomkami ptaków hodowlanych, które zabłądziły lub uciekły. Antropolog Colin Jerolmack zwraca uwagę na to, że wszystko, co synantropijne i samorodne, kojarzone jest z zaniedbaniem i biedą. Stąd taki lęk przed nieskoszonym trawnikiem, stąd też niechęć współczesnych mieszkańców miast do gołębi, wron i szczurów. Co więcej, gołębie przełamują barierę między ludzkim a nie-ludzkim, chodząc po chodnikach, wyjadając wyrzucone przez człowieka resztki, gniazdując na balkonach. Żywiąc się naszymi pozostałościami, wzbudzają lęk przed brudem i nieczystościami. Jednocześnie za nic nie chcą się poddać ludzkiej kontroli. To skojarzenie samorodności, zdziczenia z biedą i zaniedbaniem wyjaśnia także niechęć wobec miejskiej przyrody, która jest zostawiona sama sobie, przestaje być porządkowana i kultywowana, tylko rośnie, gdzie i jak chce. Dlatego miejskie tereny, na których nie oczyszcza się szlaków z porastającej je ściółki, nie sprząta się martwych drzew i powalonych konarów, tylko pozwala im rozkładać się, tworząc ostoje bioróżnorodności, są interpretowane jako zaniedbane.
W przypadku Olszynki Grochowskiej granice między „udomowionym” a „dzikim” są rozmyte na bardzo wielu poziomach. Jest to rezerwat miejski, który powstał na bazie zdziczałych nasadzeń. Wcześniej były tu podmokłe tereny, które porastały olsze czarne. W wyniku działań człowieka, między innymi odwadniania i melioracji, teren zamienił się w nieużytki, które następnie znów przekształcono w las. Drzewa posadzone przez aktywistów ze Związku Młodzieży Polskiej z czasem zdziczały, a teren zaczął przypominać dziki las. Wciąż jednak jest to teren miejski, znajdujący się pomiędzy osiedlami, pełniący funkcje nie tylko rekreacyjne, lecz także komunikacyjne. Dlatego zdziczenie to uważane jest za coś nie na miejscu, coś niepokojącego. Stąd też pojawiające się postulaty dotyczące przekształcenia Olszynki w coś na kształt parku. Zamieszkujące Olszynkę bobry, gatunki, których rola, jeśli chodzi o utrzymywanie zasobów wody, czyli retencję, jest niekwestionowana, jawią się jednocześnie jako sąsiedzi problematyczni w momencie, kiedy przekraczają granicę między nie-ludzkim (las) a ludzkim (ogród). Zarazem psy, jako nie-ludzie postrzegane zapewne jako część natury, rzadko są rozpoznawane jako przynależący bardziej do świata ludzkiego intruzi, którzy mogą zagrażać gatunkom zamieszkującym Olszynkę.
Baczny obserwator banalności, styków cywilizacji z naturą, amator gatunków synantropijnych, gość miejskich łąk i nieużytków Miron Białoszewski w okolicach Olszynki Grochowskiej zauważył sploty naturokulturowe jeszcze w latach 70. kiedy przeprowadził się do bloku na Saskiej Kępie: „W nagłym błysku zobaczyłem ogromne grzbietyśmieciowych gór. (…) Zaraz była pętla i zżęte zboże. Więc to prawdziwe śmietnisko. W samym gąszczu piękności traw, drzew, zapachów, okrągłych sadzawek, pagórów pełnych miodownika. W środku raju! (…) Wlazłem przez rżysko na teren na pół zagrodzony, bardzo zarośnięty, nierówny, tak zarośnięty i upity zapachami, że można było się przewrócić niejeden raz. Coraz gęściej. Wreszcie jeżyny, trzciny, osty, drzewa, krzaki i całe olbrzymie zagajniki na wysokość człowieka jakichś zielsk, które okazały się polską mimozą; tylko dopiero zabierają się do rozkwitania. Wplątałem się w takie gęściochy, że nie mogłem się przedrzeć. Musiałem wrócić przez te same trzciny, osty, pokrzywy. Wszedłem w las. Nie chciało mi się wierzyć. że zaraz będzie śmietnisko Warszawy. Góra z piachu. Nagła. W gęstych drzewach. Wdrapałem się na nią. Ale zobaczyłem las i nieprzebyte tłumy polskiej mimozy”15.
Obecnie przedzieranie się przez krzaki zastępuje przedzieranie się przez tory kolejowe, a śmieci — rozproszone — pojawiają się w samym lesie pozostawiane przez przechodniów. Tereny kolejowe przypominają naturalne bariery takie jak rzeka, miejsca nieprzyjazne człowiekowi przemieszczają się, w pewnym sensie infrastruktura współpracuje z roślinnością, by trzymać spacerowiczów z daleka. W każdym przypadku o charakterze Olszynki Grochowskiej decyduje pewna jej niedostępność i tajemniczość oraz spotkanie tego, co niepokojące, jak góra śmieci, z tym, co kojące i odurzające, jak pachnący miodownik. Zauważenie i uświadomienie sobie skomplikowanych splotów naturokulturowych zawiązujących się wokół Olszynki Grochowskiej oraz zdanie sobie sprawy z problematyczności podziału na to, co ludzkie i to, co nie-ludzkie, na kulturę i naturę, może być kluczem do pomyślenia takiego współistnienia ludzi, psów i innych gatunków, by nie chronić ani Olszynki przed ludźmi (paradygmat ochrony przyrody), ani ludzi przed Olszynką (wytyczanie szlaków, oczyszczanie ścieżek, oświetlanie, grodzenie). Nie chodzi bowiem o to, jak przypomina Donna Harwaway, by chronić naturę, lecz by ją uspołeczniać. A osiągnąć to można dzięki celebracji nie dzikości, lecz zdziczenia, rozmywając granice, szukając tego, co wspólne i międzygatunkowe.
Warto zatem w Olszynce Grochowskiej zauważyć nie dziki las i nie pielęgnowany ludzką ręką park, lecz przejaw mortonowskiego arche-litu. Timothy Morton, poddając krytyce agrologistykę, czyli sposób uprawiania myśli oparty na oddzielaniu natury od kultury, który prowadzi do wyzysku tego, co poza-ludzkie, proponuje przyjrzenie się temu, co mroczne, co jest w szczelinach, rzeczom niejednoznacznym, zanieczyszczonym, czasem niepokojącym. Te miejsca, gdzie nie dotarły porządkujące i dezynfekujące praktyki człowieka, niepoddające się klasyfikacji, zanieczyszczone i splątane to właśnie arche-lit. Zamiast zatem szukać nieskalanej dzikości, znajdźmy w Olszynce hybrydyczne, naturokulturowe zdziczenie.
fot. Weronika Kuźma
Przypisy
- Rezerwaty przyrody, https://gov.pl/web/rdos-warszawa/rezerwaty-przyrody. To i kolejne źródła internetowe były dostępne 2 października 2024 roku ↩︎
- Lista rezerwatów udostępnionych społeczeństwu, https://gov.pl/web/rdos-warszawa/
rezerwaty-przyrody ↩︎ - Lasy m.st. Warszawy — mapa turystyczna, Warszawa 2016 ↩︎
- Rezerwat przyrody „Olszynka Grochowska”, https://twoja-praga.pl/praga/parki/1370.html ↩︎
- https://crfop.gdos.gov.pl/CRFOP/widok/viewrezerwatprzyrody.jsf?fop=PL.ZIPOP.1393.RP.393 ↩︎
- Jakub Chełmiński, Rezerwaty w Warszawie. Po których można spacerować, a po których nie?,
„Gazeta Wyborcza” 16 lipca 2016, https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,34862, 20407928,rezerwa-
ty-w-warszawie-po-ktorych-mozna-spacerowac-a-po-ktorych.html ↩︎ - https://przejscieolszynki.pl ↩︎
- Zielone numery odnoszą się do wywiadów, których lista znajduje się w raporcie drukowanym i dostępnym w formie PDF ↩︎
- https://przejscieolszynki.pl/o-co-chodzi ↩︎
- Ustawa z dnia 16 kwietnia 2004 r. o ochronie przyrody, Dz.U. 2004 nr 92, poz. 880 ↩︎
- https://crfop.gdos.gov.pl/CRFOP/widok/viewrezerwatprzyrody.jsf?fop=PL.ZI POP.1393.RP.393 ↩︎
- Jarosław Osowski, Jest bezpieczne, wygodne przejście przez tory PKP w Olszynce Grochowskiej! Teraz społecznicy zawalczą o zieleń, „Gazeta Wyborca” 5 lipca 2024, https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,31119781,jest-bezpieczne-wygodne-przej-
scie-przez-tory-pkp-na-olszynce.html ↩︎ - https://iwaw.pl/obiekt.php?p=753714343 ↩︎
- A Bestiary of the Anthropocene, ed. Nicolas Nova, Eindhoven 2021 ↩︎
- Miron Białoszewski, Chamowo, Warszawa 2009, s. 86–87. Białoszewski opisuje spacer w okolice ulicy Chełmżyńskiej ↩︎